W różny sposób można patrzeć na perturbacje, jakie pojawiły się w związku z uchwaleniem ustawy o IPN-nie. Jest ona logiczną kontynuacją przywracania pamięci o zakrytej historii Ojczyzny. Wpisuje się w nawiązywanie do tradycji państwa polskiego, do obrony niepodległości II Rzeczypospolitej, do walki Państwa Podziemnego, Armii Krajowej, powojennej partyzantki. Ten historyczny powrót możemy porównać do budzenia śpiących rycerzy, tych spod Giewontu, na którym stoi krzyż. Warto ten proces kontynuować.
Pamiętam rozmowę we Wrocławiu, sprzed kilkudziesięciu już lat, gdy przyjaciel rodziny, lwowianin, wspominał jak odpowiedział na propozycję partyjnego kierownictwa zakładu, w którym pracował. Miał otrzymać socjalistyczny krzyż zasługi. Nie przyjął.
Uzasadnił to po prostu: Ja już mam swój Krzyż. W tym prostym, a jakże czystym moralnie wyborze zawiera się etos większości Polaków żyjących w zniewolonych czasach. Wciąż nie doceniamy dostatecznie siły oporu tych, którzy nosili krzyżyki i medaliki z Matką Bożą w pokonywaniu nawały fałszywej i zbrodniczej siły hitlerowskiej czy komunistycznej, bo trwa zmowa milczenia. W historycznym zadaniu, które zbiega się ze stuleciem odzyskania niepodległości, staje przed nami konieczność odkłamania ojczystej historii i pokazania siły polskiego ducha. Chodzi o uświadomienie ofiarnej miłości, motywowanej wiarą katolicką, o wydobycie blasku Chrystusowej siły narodu polskiego.
Zawirowania uwidoczniły, że współczesna polityka nie jest ahistoryczna, lecz ma korzenie w religijnej ocenie dziejów. Niezwykle silna reakcja Izraela, odsłaniająca żywotność antypolonizmu jest tego przykładem. Uwidoczniły się także religijne korzenie polityki amerykańskiej opartej nie tylko na protestanckim rozumieniu praw człowieka, ale jak to przyznał amerykański historyk Philip Earl Steele w rozmowie opublikowanej w Gościu Niedzielnym z 21.01.18, na chrześcijańskim syjonizmie, który stał się częścią tożsamości amerykańskiej i jej polityki zagranicznej.
Stajemy przed niezwykle trudnym zadaniem umacniania tożsamości Ojczyzny w oparciu o katolickie wartości, wykazywania fałszu oskarżeń o narodowy antysemityzm. Czeka nas jest trudna droga. Jak zauważa ojciec Józef Bocheński, w książce „Sto zabobonów” antysemityzm ma kilka znaczeń. Podstawowym jest zabobon antysemityzmu totalnego, przypisujący zło i wielkie wpływy Żydom. Jest fałszywy, bo jest i nieludzki i niechrześcijański.
Jednocześnie trzeba odrzucić inny zabobon antysemityzmu, jakim jest mniemanie, że „nie wolno Żydów mniej lubić niż innych.” Jak tłumaczy o. Bocheński …” Każdy ma też nie tylko prawo, ale i obowiązek bardziej lubić sobie bliskich niż obcych”… Z dobrej miłości do własnego narodu, wypływa szacunek dla innych narodów, tak jak z właściwej miłości do własnej rodziny wypływa poważanie dla innych rodzin. Chodzi zatem tylko o to, by ta miłość była taka, jaka trzeba, to znaczy taka, która miłuje Boga i bliźniego jak siebie samego…