Gdy usiłujemy zrozumieć polityczne zawirowania, jakie pojawiają się wokół wprowadzenia w Polsce ustawy o IPN-ie, możemy to czynić na wielu płaszczyznach. Potrafimy wyodrębnić problematykę suwerenności państwowej i prawodawcze oraz wyciągnąć z tych faktów wnioski. Obserwujemy spór o prawdę w historii i mierzymy się z różnymi interpretacjami tego samego okresu. Odkrywamy istnienie równoległych narracji i różnych ocen. Dostrzegamy także próby upolityczniania historii. Wszystkie te obserwacje mogą prowadzić do oczywistego wniosku, że potrzebne są dalsze badania, że polskie placówki badawcze powinny organizować międzynarodowe konferencje o współczesnej historii Polski.
Problematyka historyczna, jak się okazuje, zawiera w sobie nie tylko teoretyczną prawdę o faktach, ale przesiąknięta jest prawdą praktyczną. Co oznacza, że o jej kształcie decyduje nie tylko rozum, ale wola i uczucia. Tworzą się przekonania o prawdzie. Następuje jej zsubiektywizowanie. Te przekonania tworzą takie bariery, że porozumienie pomiędzy narracjami wydaje się niemożliwe. Z takiego punktu widzenia ustawa o IPN-ie wydaje się być konieczna, by przeciwstawić się fałszywym uogólnieniom historycznym zwłaszcza dotyczącym działań Polaków i obronić Polskę przed wykorzystywaniem takich narracji do celów politycznych.
Dyskusja wokół tej ustawy sięga głębszych zasad, które dotyczą konstrukcji ładu społecznego i politycznego. Doprecyzowanie ich staje się zadaniem dla naszych władz. Pojawiają się bowiem liczne głosy, aby dyskusję wyciszyć, ponieważ siła polskich argumentów nie przekłada się na moc polityczną, więc lepiej siedzieć cicho i przyjmować upokarzające epitety. Ale to niczego nie rozwiązuje. Nie będzie również skuteczna polityka forsowania polskich racji, gdy nikt nie będzie chciał ich słuchać, bądź, gdy będą ideologicznie fałszowane.
Określenie zasad oceniających historię musi się odwoływać do polskiej tradycji państwowotwórczej, która była oparta na poszanowaniu wolności, suwerenności, chrześcijańskim szacunku dla praw człowieka. Paradoksalnie dyskusja o ocenie historii pozwala wyznaczyć kierunki społecznego funkcjonowania. Chodzi o to, że musimy zdystansować się od forsowanej obecnie koncepcji społeczeństwa otwartego, które ma tworzyć utopijny, homogeniczny porządek. Musimy odrzucić relatywizm, który opanował myślenie o człowieku.
Dlatego dobrze się stało, że problem prawdy wypłynął. Gdy zapytamy o podstawy, z jakich polskie władze przedstawiają oceny historycznych zagadnień i postaw, to widać, że dokonywane są w oparciu o uznanie prawdy o ważności prawa naturalnego. Wyklucza ona racje narodowościowe, klasowe, religijne. Jest nawiązaniem do Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka ONZ z roku 1948 i stwarza warunki dyskusji historycznej. Daje możliwość budowania społeczeństwa bardziej ludzkiego. Po prostu chodzi o to, by stanowione prawo pozwalało budować dobro wspólne, które chroni życie i godność wszystkich obywateli, także w relacjach międzynarodowych.