Zachęcamy do lektury wywiadu z ks. Łukaszem Kadzińskim, który przeprowadziła w przeddzień warsztatów „Edukacja domowa bez kompleksów” Izabela Kozłowska z portalu NaszDziennik.pl
Fundacja Dobrej Edukacji Maximilianum organizuje jutro w Warszawie warsztaty edukacji domowej dla rodziców. Dlaczego warto w nich wziąć udział?
Warsztaty „Edukacja domowa bez kompleksów” organizujemy po raz trzeci. Cieszą się sporym zainteresowaniem jak na tak – przynajmniej dotychczas – niszową sprawę jak tzw. edukacja domowa. Podczas warsztatów stawiamy sobie pytanie, jakie dziecko chodzi i wychodzi ze szkoły? Widzimy często młodego człowieka smutnego, w głębi siebie niezwykle samotnego, spędzającego wiele godzin w internecie, mającego trudność w utrzymaniu głębszych relacji, często wulgarnego, uzależnionego od pornografii i używek, rozchwianego emocjonalnie, nierzadko niezintegrowanego do końca z własną płcią – jest to nasilające się zjawisko w „czasach gender” – niezdecydowanego, bezradnego, z wiedzą, która wygląda jak zbiór luźno porozrzucanych kartek, niczym z sobą niepowiązanych. Trzeba postawić sobie pytanie, dlaczego tak się dzieje? Oraz, co będzie dalej? Jaki los czeka takie dzieci? Dzisiejsze czasy to zupełny kryzys wychowania. Ani człowiek sam nie wychowuje się do niczego, ani nikt go nie wychowuje. Nie można przejść obok tego, mówiąc: „to nas nie dotyczy”.
Wszystko to rozgrywa się na tle totalitaryzmu państwa, które porzuciwszy rolę służebną względem rodziny i dziecka, autorytatywnie chce decydować o losie i życiu dziecka, nie licząc się z przyrodzonymi prawami rodziców. Odpowiedzią na to jest, ogólnie powiedziawszy, Bóg. Tylko On może nam pomóc w takiej sytuacji, kiedy mechanizmy, o których wspomniałem, są ogromne, silne i rozwijają swą złowrogą siłę na przestrzeni kilkudziesięciu lat. A Bóg swoją mocą podzielił się z rodzicami. Tylko oni mogą uratować dziecko. A to jest właśnie edukacja domowa. „Ręce precz od naszego dziecka” – trzeba zawołać do wszystkich reformatorów, ulepszaczy, genderystów i innych „specjalistów”.
Czego uczestnicy warsztatów mogą się dowiedzieć?
Warsztaty na początku pokazują zupełnie niezwykłą i niezbywalną rolę i zadania rodziców względem dziecka, które zaplanował Bóg. To oni są podstawowym, najważniejszym wychowawcą i nauczycielem i to oni są wyposażeni przez Boga w takie dary, których żaden nauczyciel, rada pedagogiczna, pedagog, kuratorium i kto tam jeszcze nie posiada. W czasach funkcjonowania licznych „specjalistów”, którzy wiedzą lepiej, ukazanie, że to rodzice są najlepszymi „specjalistami od własnego dziecka” wydaje się bardzo potrzebne. Dalej pokazujemy, jaką rolę miała mieć szkoła w swoich założeniach oraz co się stało/zmieniło, że dziś jest tak tragicznie. W tym miejscu mówimy szczegółowo o wszystkich zagrożeniach, o których wspomniałem wyżej, które napotykają dzieci i rodzice. Ostatnia część to ukazanie samej edukacji domowej – jakie są możliwości oraz prawa rodziców i dzieci, które daje Konstytucja i inne dokumenty prawa polskiego i międzynarodowego.
„Edukacja domowa bez kompleksów” pozwoli rodzicom przekonać się do edukacji domowej?
To zależy. Nie ukrywamy, że decyzja o edukacji domowej nie jest łatwa. Jest konieczna, ale nie jest prosta. Jest zupełnie inna niż decyzja, do której szkoły dziecko posłać. Jeśli można powiedzieć, decyzja o szkole „nic nie kosztuje”, a w przypadku uczenia w domu to jest wybór w pewien sposób życiowy. Wychowanie w domu staje się najważniejszą rzeczą, wokół której koncentruje się cała aktywność rodziny. W centrum tejże edukacji stoi dom. To jest równocześnie najsilniejsza strona tego modelu wychowania oraz najbardziej wymagająca. Dom bowiem nie może być pusty. Dzisiejszy młody człowiek wraca bardzo często do pustego domu – bo rodzice są w pracy. Kiedy jest młodszy, idzie do dziadków lub przychodzi opiekunka. Tutaj rodzic, przede wszystkim mama, jest zawsze. Jest to najsilniejsza strona, bo przy rodzicach dziecko rozwija się najszybciej, bo czuje się najpewniej, najspokojniej. Dziecko marzy przede wszystkim o tym, żeby być z rodzicami. Dopiero kiedy świat jego zaczyna się walić, rozsypywać – z różnych powodów – pojawia się samotność i ucieczki w „inny świat”, przede wszystkim świat wirtualny.
Podczas warsztatów chcemy pokazać ogromną satysfakcję z edukacji domowej, radość z bardzo szybkiego, dużo szybszego niż w szkole, rozwoju dziecka. Dom wtedy jest pełen życia i ciągle się w nim coś dzieje. Po prostu dom jest domem, a nie noclegownią. Ale równocześnie jest trud wszystkich decyzji, które trzeba podjąć obok – jak np. może rezygnacja z pracy mamy.
Rodzice obawiają się, że edukacja domowa pozbawi ich dzieci kontaktu z rówieśnikami: szkolnych przyjaźni, rozwiązywania konfliktów w grupie rówieśników czy też współistnienia w szkolnej społeczności. Jak Ksiądz odpowiada na tego rodzaju obawy?
Niewątpliwie w jakiejś mierze pozbawi. Ale może trzeba najpierw zadać sobie pytanie: Czy to źle? Grupa rówieśnicza jest najbardziej nienaturalną, sztucznie stworzoną i najzupełniej przejściową w życiu człowieka. Gdzie, poza szeroko rozumianą szkołą, spotkamy grupę rówieśników? W pracy? na osiedlu? w dzielnicy? w kościele? Nigdzie – grupa rówieśnicza to sztuczny i przejściowy twór, a skoro nie ma kontynuacji w życiu, to może jest niekonieczny? Dużo bardziej realne i potrzebne są relacje w rodzinie, w dużej, wielopokoleniowej rodzinie i do tego wielodzietnej. Nie brak tam relacji, kontaktów, spotkań. Nie brak również konfliktów, trudności i ich rozwiązywania. A czy społeczność osiedla, ulicy, wioski, krewnych nie jest bardziej zdrowym i naturalnym środowiskiem? Na wszystko to stawia nacisk edukacja domowa. Dodałbym może jeszcze, że według obliczeń dziecko w szkole do matury spędza 13 tysięcy lekcji. To bardzo wiele. Ile tych godzin jest właściwie spożytkowanych? Bardzo niewiele. Z każdych 45 minut lekcji można uratować kilkanaście minut i to pod warunkiem, że klasa nie stwarza większych problemów, a nauczyciel w miarę sobie radzi. A jeśli nie? Do tego „fala”, znajdowanie „kozłów ofiarnych”, kontakt z narkotykami (praktycznie w każdej szkole), pornografią, wulgarnością – to jest niestety często druga strona szkolnej społeczności.
Szkoła powinna wspierać rodziców w wychowywaniu dzieci. Dostrzegamy jednak, że coraz częściej jest ona upolityczniona, zideologizowana.Wybór edukacji domowej jest sposobem na uchronienie dzieci przed indoktrynacją?
Jak długo nasza Konstytucja stoi na straży praw rodziców do wychowania dzieci według swoich przekonań, to tak. Jeśli stanie się jak w Niemczech, gdzie dzieci zabierane są rodzicom, jeśli nie trafią do szkoły, to wtedy już nie. W edukacji domowej dziecko zobowiązane jest do podejścia do egzaminu sprawdzającego na koniec roku. Nie słyszałem, by jakieś dziecko go nie zdało. Wiele rodziców mówi, że na przygotowanie do tego egzaminu potrzeba 2-3 miesiące, nawet w gimnazjum czy liceum. A co z resztą? Przez 4-5 miesięcy rodzice mogą decydować czego, gdzie i w jaki sposób nauczy się ich dziecko. Można kontrolować ilość czasu przed komputerem i treści, jakie są przeglądane, można zapanować nad ilością i jakością filmów oglądanych w telewizji, a przede wszystkim swoją życzliwą obecnością, rozmową i miłością pokierować ku wartościowym dziełom, książkom i relacjom. Uczyć można zawsze więcej – skoro program można opanować przez 3 miesiące, co stoi na przeszkodzie, by poszerzać go wedle uznania i przekonań.
Jest Ksiądz opiekunem duchowym w Fundacji Dobrej Edukacji Maximilianum. Promowana w przedszkolach i szkołach ideologia gender to tylko jeden z przykładów próby deprecjacji rodziny. Jaką rolę powinien odegrać Kościół w wychowaniu młodego pokolenia i obronie polskich rodzin?
Przede wszystkim Kościół ma w swoim „skarbcu” rzecz zupełnie niezwykłą i z niczym nieporównywalną – katolicką pedagogikę. Kościół jest wychowawcą z najdłuższym „stażem”. Są to wieki doświadczeń w zakonach, seminariach, uniwersytetach, przy kratach konfesjonałów, w kierownictwach duchowych. Wychowanie to było prowadzone bardzo często przez świętych. A ponadto, co najważniejsze, w katolicyzmie są sakramenty i łaska. To one prowadzą do wyrabiania cnót, one wspierają rozum w drodze do prawdy i kształtują wolę, by wybierała dobro, a nie zło. Kiedy popatrzymy chociażby przed II wojną światową na dorobek Kościoła, na Sodalicje, ruchy eucharystyczne i wiele innych organizacji prowadzonych przez duchownych, zobaczymy setki tysięcy młodzieży i dzieci wychowywane przez Kościół. Jaką rolę powinien odegrać? Musi po prostu spełnić swoją rolę – strażnika Prawdy, duszy ludzkiej, rozumnej i wolnej, obrońcy przed nieprawością, bezbożnością i deprawacją, szczególnie dzieci. Kościół musi przypominać nieustannie naukę Pana Jezusa, że nagroda nasza i dom nasz nie jest na ziemi, ale w niebie. Że jesteśmy stworzeni przez Boga i mamy pełnić Jego wolę, bo łamanie Bożych praw i lekceważenie Boga prowadzić może tylko do chaosu, zła i destrukcji. Musi wreszcie Kościół wymagać od rodziców, by tworzyli rodziny chrześcijańskie – co jest niełatwe w tym świecie, oraz by byli gotowi w jakimś sensie do męczeństwa. Kościół musi też wymagać od dzieci i młodych, bo infantylizacja duszpasterstwa i rezygnacja z wymagań moralnych i nauczania jest drogą donikąd i taką wiarę młodzi odrzucą. Bo tylko w to się przecież wierzy, co nas kosztuje, bo wiemy, ile to dla nas jest warte.
Dziś Kościół musi się zacząć wypowiadać na temat tego, co dzieje się w szkole, i równocześnie wyciągnąć pomocną rękę do rodziców, którzy myślą o uczeniu dzieci w domu.
Dziękuję za rozmowę.